24 października

Z psem na Słowacji


Pora na drugą część urlopowych przygód Sage, czyli opowieść o tym, gdzie byliśmy z psem na Słowacji. Jeżeli nie widziałeś jeszcze pierwszej części, to zapraszam do zajrzenia do artykułu Z psem w Bieszczadach, gdzie możecie także pobrać checklistę rzeczy do spakowania w psiej walizce. Wyjeżdżając z psem poza granice Polski powinniśmy wyrobić mu najpierw paszport. Listę przygodni weterynaryjnych, gdzie możecie to zrobić znajdziecie tutaj. Konieczne będą aktualne szczepienia i zachipowanie zwierzaka. Warto również sprawdzić, jakie jest w danym kraju prawo dotyczące przewożenia zwierząt. Podczas przejazdów na Słowacji pies musi być zabezpieczony pasami lub jechać w klatce/transporterze, inaczej możemy dostać mandat.

KOSZYCE – KAMERALNA PEREŁKA

Koszycami zachwyciłam się od pierwszego wejrzenia. Bardzo klimatyczna miejscowość, gdzie jednocześnie jest co zobaczyć, ale nie uświadczycie tam wielkomiejskiego zgiełku, mimo tego, że jest to drugie co do wielkości miasto na Słowacji.

Nocowaliśmy w Studio Ela Centre, bardzo przytulne miejsce, rzut beretem od rynku. Wynajęliśmy tam małe mieszkanko, które było tylko do naszej dyspozycji. Nie było najmniejszego problemu z psem, Sage dostała dywanik, zabawki i miskę. Właścicielka płynnie mówi po angielsku, co zdecydowanie ułatwiło nam życie, a jednocześnie nie jest aż tak częste wśród mieszkańców tego miasta. Dostaliśmy także kupon zniżkowy do pobliskiej pizzerii Pizza Borsalino, to sieciówka, ale jedzenie całkiem przyzwoite, więc kolację mieliśmy z głowy.

Skoro jesteśmy już w temacie jedzenia, to obiad jedliśmy w Republice Vychodu. Po pierwsze, jedzenie przepyszne, ceny w normie starego miasta. Chciałabym Wam bardzo powiedzieć (napisać), co jedliśmy, ale menu było tylko po słowacku, także szczegółów nie znam, ale moje pierogi z serem (chyba owczym) były jednymi z najlepszych, jakie kiedykolwiek jadłam, a mój narzeczony właśnie podpowiada, że burger z szarpaną wołowiną był naprawdę smaczny. Miejsce psiolubne, także serio widzę tylko pozytywy. A, no i macie stamtąd widok na Katedrę św. Elżbiety, a jest to największa świątynia na Słowacji.

Po obiedzie warto obejść Katedrę dookoła i poprzyglądać się zdobieniom, spójrzcie także w górę i poszukajcie rzeźby gargulca, który według legendy przedstawia żonę artysty – podobno nie była zbyt miła i nie stroniła od alkoholu, więc małżonek w ten sposób się na niej zemścił. Jeżeli będziecie mieli ze sobą psa, to warto wziąć pod uwagę, że na starym mieście jest praktycznie sam beton. Polecam udać się z czworonogiem na spacer do Parku Miejskiego, a przy okazji przejść przez prowadzący do niego most, gdzie zakochani wieszają kłódki ze swoimi imionami i zerknąć na Pałac Jakabów, który będziecie mijać po drodze. Warta uwagi jest również urokliwa uliczka Hrnciarska, gdzie dawniej mieściły się zakłady pracy rzemieślników i ślady ich pracy możemy aktualnie obserwować.

  
ZAMEK SPISKI – PRAWDZIWIE KRÓLEWSKI SPACER

Czy na Zamek Spiski można wejść z psem? Tak! Psy są mile widziane, są tylko dwa warunki – koniecznie muszą być na smyczy i nie mogą wejść do muzeum ani na wieżę widokową. Więc jeżeli masz ochotę na samotną wycieczkę z czworonogiem, to trochę Cię ominie, ale bez tragedii. Do muzeum i na wieżę weszliśmy zamiennie, da się je zwiedzić dosyć szybko, chyba że jesteście mocno zainteresowani historią i wnikliwie będziecie oglądać wszystkie eksponaty. Ja dłużej przystanęłam tylko w sali tortur, bo uwielbiam klimat, który panuje w takich miejscach. Czy warto? Zdecydowanie, całe ruiny zrobiły na mnie ogromne wrażenie, poza tym zamek znajduje się na wzgórzu i widoki z niego przy dobrej pogodzie są przepiękne. Dodatkowym plusem jest fakt, że w przyzamkowym barze sprzedają prosecco w puszce i można tam płacić kartą (w punkcie z pamiątkami niestety nie).



POPRAD – WIDOK NA GÓRY I... TYLE

W Popradzie nocowaliśmy w malutkiej kawalerce przy rynku, gdzie było tak mało miejsca, że pies na początku nie potrafił się obrócić, a drzwi do łazienki były szklane i wszystko było przez nie widać, więc nie wrzucę Wam tej miejscówki, bo nie warto, na pewno da się znaleźć coś lepszego.

Poprad to maleńkie miasteczko, gdzie w zasadzie nie ma atrakcji poza rynkiem i widokiem na słowackie Tatry. Jest tam jednak coś, co bardzo nas zaskoczyło, a mianowicie Dworzec PKP, który na pierwszy rzut oka wygląda dosyć obskurnie, ale to nie on jest naszym celem do podziwiania. Warto podjąć wysiłek i wejść na górny peron na dworcu. Przy ładnej pogodzie będziecie mogli zobaczyć zapierajacą dech w piersiach panoramę Tatr.

Obiad zjedliśmy w Haligandzie, która jest odrobinę na uboczu, ale warto się do niej wybrać ze względu na bardzo smaczne jedzenie i niskie ceny. Menu było tylko po słowacku, a kelnerka nie mówiła po angielsku, więc zamówiłam danie ze zdjęcia w karcie będąc przekonaną, że to smażony ser. Okazało się, że to grillowany stek, ale nie żałowałam tej przypadkowej wpadki – było przepysznie. Nie było najmniejszego problemu z tym, że wzięliśmy ze sobą psa, natomiast na terenie restauracji mieszka kot, więc może to być problemem dla właścicieli, których psy bardzo silnie reagują na te zwierzęta.


Na zakończenie swojej popradzkiej przygodny weszliśmy na punkt widokowy Zámčisko, który znajduje się 921 m. n. p. m. Zdecydowaliśmy się na wejście najkrótszą, ale też najbardziej stromą trasą,
co przy w miarę szybkim tempie bez przystanków zajęło nam około 30 minut. Warto zabrać ze sobą wodę, bo można się zmęczyć. Przestrzegam, bo widzieliśmy opinie, że szlak jest bardzo łatwy i pokonuje się go w 10 minut. Z góry można podziwiać widok na Tatry.

VLKOLINIEC – WIEJSKIE KLIMATY NA LIŚCIE UNESCO

W drodze powrotnej zahaczyliśmy o miejscowość Vlkolínec. Z ważnych informacji warto wiedzieć, że można tam wejść z psem, jednak zwierzak musi czekać przed muzeum. Jest tam również mini zoo, gdzie nie zabieraliśmy Sage, aby nie stresować jej i zwierząt, więc oglądaliśmy je na zmianę. Na miejscu można płacić tylko gotówką, wstęp i parking są płatne. Czy warto? Gdyby to miejsce było naszym jedynym celem podróży, pewnie nie bylibyśmy zachwyceni, jednak nie nadrobiliśmy zbyt wielu kilometrów. We wsi wiekszość domków jest zamieszkanych, co znacznie ogranicza możliwości zwiedzania. Szczerze mówiąc bardziej podobało mi się w Muzem Wsi Lubelskiej i w Szewczenkowskim Gaju we Lwowie.


Na zakończenie jeszcze tylko dodam, że będąc na Słowacji koniecznie musicie spróbować Kofoli, smakuje mi zdecydowanie bardziej, niż cola dostępna w Polsce, zajrzyjcie także do La Donuterii, gdzie dostaniecie przepiękne i smaczne donuty.

1 komentarz:

  1. Podróże z psem najlepsze! Tylko trudne to przemieszczanie się samochodami czy pociągami, męczące to może być niestety. Jeśli piesek w podróży miewa nudności to można spróbować podawać mu odpowiednio wcześnie olejek CBD full spectrum. Linia Wholesome z https://hempets.pl/ jest godna uwagi.

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 Szczerze Mówiąc , Blogger