23 listopada

Fundacja Dr Clown - o terapeutycznej mocy uśmiechu

"Na zawsze zapamiętam słowa mamy dziecka na onkologii: Muszę sfotografować ten uśmiech, tak dawno go nie widziałam…" - Takie zdanie usłyszała Pani Katarzyna Szczęsna, która w Fundacji Dr Clown udziela się już od 11 lat. Terapia śmiechem jest główną formą pracy wykorzystywaną przez wolontariuszy fundacji. Pomimo swojej prostoty może przynieść niesamowite efekty. O to, jak wygląda rola Dr Clowna oraz czy uśmiech faktycznie może pomóc, zapytałam Panią Katarzynę, która w swoim zawodzie widzi również pasję.

1. Czym jest Fundacja Dr Clown? 

Jesteśmy jedyną polską fundacją realizującą program "terapii śmiechem" w szpitalach i placówkach specjalnych. Bawiąc, likwidujemy stres i napięcia spowodowane nietypową i często bardzo trudną sytuacją dziecka chorego i hospitalizowanego. Nasze działania skierowane są również do osób w kryzysach tj. osób starszych, z niepełnosprawnością i wywodzących się z rodzin dysfunkcyjnych i niepełnych.

2. Jaką funkcję Pani pełni w fundacji oraz skąd pomysł na tego typu aktywność zawodową?

Od 11 lat jestem wolontariuszem – Doktorem Clownem, a od 7 lat Pełnomocnikiem łódzkiego oddziału fundacji. W praktyce oznacza to, że organizuję działania wolontariuszy, koordynuję projekty, dbam o wizerunek i wyszkolenie naszych Doktorów. Pomysł? nie był mój! Moja córka postanowiła zostać wolontariuszką fundacji. Ja początkowo tylko się przyglądałam, potem towarzyszyłam córce podczas wizyt w szpitalach. Uczyłam się, podpatrywałam pracę innych Doktorów Clownów, szukałam sposobu na swoją postać. Zostałam na dłużej. Stało się to moją pasją.

3. Co daje Pani największą satysfakcję w pracy?

Kocham to, co robię. W fundacji ciągle coś się dzieje, nie ma nudy ani rutyny. Każda wizyta w szpitalu jest inna, poznajemy nowych ludzi, ich historie. I cały czas szukamy sposobów jak dotrzeć do drugiego człowieka, jak mu pomóc w trudnej dla niego sytuacji. Terapia śmiechem i zabawa daje nam ogromny warsztat i możliwości. Na naszych oczach dzieje się magia, zaczarowujemy choć na chwilę rzeczywistość. Satysfakcja? Banalnie - uśmiech pacjenta, małego czy dużego. Czasem śmiech do rozpuku, czasem uśmiech, którego prawie nie widać. Na zawsze zapamiętam słowa mamy dziecka na onkologii: "Muszę sfotografować ten uśmiech, tak dawno go nie widziałam…" A ten przysłowiowy uśmiech, to coś o wiele więcej. To poprawa nastroju, wiara we własne siły do wyzdrowienia, fajne wspomnienia z takiego miejsca jak szpital.

4. Jak dzieci przebywające w szpitalach reagują na wolontariuszy z Fundacji Dr Clown?

Dzieci na oddziałach reagują spontanicznie! Nasze kolorowe stroje od razu sugerują zabawę, więc wybuchy radości nie dziwią. Czasem jest to niedowierzanie, a czasem rodzice mówią, że słyszeli o nas i bardzo się cieszą, że mogli nas spotkać na żywo. Okrzyk mamy w szpitalu na nasz widok: "Ale mamy szczęście!" (zważywszy, że dziecko znalazło się w szpitalu … to dla nas zaszczyt usłyszeć takie słowa). Pracujemy z pacjentem "jeden na jeden", przy szpitalnym łóżku. Więc na te parę chwil dziecko ma nas, naszą uwagę tylko dla siebie. Dzięki temu dowiadujemy się, co lubi robić, co go bawi, dajemy moc sprawczą podczas sztuczek iluzji, prawo wyboru koloru balonika. Może też bezkarnie pośmiać się z Doktora Clowna, który jak trzeba wejdzie pod łóżko, albo tylko posiedzi obok dziecka. W zależności od poziomu energii, emocji dziecka i jego stanu zdrowia. Ale nie tylko mali pacjenci pozytywnie reagują na widok naszych wolontariuszy. Bardzo chętnie wchodzą w interakcje z nami rodzice i personel. Dla nas bardzo ważne jest, gdy personel medyczny rozumie i docenia nasze działania. Ostatnio na ortopedii okazało się, że nasza wizyta podziałała przeciwbólowo na złamaną rękę i leki nie były potrzebne. Tak działa uśmiech, odwrócenie uwagi, zabawa.

5. Domyślam się, że osoby, z którymi ma Pani styczność cierpią z powodu różnych dolegliwości somatycznych, często spędzają w szpitalu bardzo dużo czasu. Czy zawsze udaje się im pomóc?

Oczywiście, że nie. Czasem dziecko lub dorosły czują się tak źle, że nie maja ochoty na naszą wizytę. A czasem po prostu nie lubią takich zabaw. Jesteśmy przygotowani na to, że czasem nie uda się nikogo rozśmieszyć. Nic na siłę. Ale są też takie sytuacje, które przekonują, że warto się postarać. Pamiętam kilkuletnią dziewczynkę na onkologii. Spotkaliśmy ją pierwszego dnia pobytu na oddziale, dopiero zaczynała swoją walkę z chorobą. Po kilku minutach zabawy z nami wołała: "Kocham Clowniki!". I tak już zostało. Któregoś dnia okazało się, że jest w izolatce i pielęgniarka powiedziała, żeby może nie wchodzić, bo mała bardzo źle się czuje po chemii i nie ma ochoty nikogo widzieć. Chcieliśmy zostawić balonowego pieska pod drzwiami, gdy te otworzyły się i pojawiła się mama dziewczynki. Bardzo ucieszyła się nasz widok i zaprosiła do sali: "Chodźcie , czekamy na was, Maja zrobiła dla was prezent!" I znowu uśmiech, mimo wyraźnego bólu…

6. Pamięta Pani jakąś sytuację, która Panią poruszyła albo zaskoczyła w swojej pracy?

Ciągle coś nas zaskakuje, zadziwia. Praca z ludźmi to ciągła przygoda, sytuacje nie do przewidzenia. Zawsze, gdy przekraczamy próg sali szpitalnej mamy parę sekund na zorientowanie się, kogo spotykamy… nie tylko chodzi o wiek, płeć, ale także co lubi, czyta czy ogląda, jakie są maskotki, zabawki, kolor. Wszystko może nas naprowadzić na trop dobrej zabawy, nici porozumienia, przełamania dystansu. Co zaskoczyło… Taka wizyta, gdy weszłam jako pierwsza na oddział onkologii, żeby zapytać czy możemy wejść. A tam pusto na korytarzu, cisza, tylko panowie z zakładu pogrzebowego. A ja w wielkiej kolorowej peruce, poczułam się tak bardzo nie na miejscu i chciałam zniknąć. Myślałam ,że uda mi się wyjść szybko i niepostrzeżenie… Ale jak na złość z pokoju wyszło dwóch lekarzy… I usłyszałam: "Przyjdźcie później". Wyszłam, poszliśmy z wolontariuszami na inne oddziały. Kiedy już mieliśmy wychodzić – spotkaliśmy mamę dziecka z onkologii. Na nasz widok zawołała: "Czemu do nas nie przyszliście? -No jak to? Przecież…" A ona na to: "Przecież wszyscy czekają.". Poszliśmy. To było jedna z najtrudniejszych wizyt, ale i chyba najważniejszych.

7. To prawda, że uśmiechem można się zarazić?

Oczywiście! To jego najwspanialsza cecha. Dzięki neuronom lustrzanym, kiedy widzimy śmiejąca się do nas osobę – od razu odpowiadamy uśmiechem. Dlatego mimo, że to my rozdajemy uśmiechy – także dostajemy ich całe mnóstwo. To nas pozytywnie napędza, daje energię. A uśmiech to najstarszy i uniwersalny język świata . A poza tym wspaniałe lekarstwo, dane każdemu od urodzenia i zupełnie za darmo. Badania naukowe potwierdzają, że uśmiech stymuluje układ odpornościowy zwiększając produkcję przeciwciał oraz dotlenia organizm poprawiając krążenie krwi. Potrafi też zmobilizować organizm do walki z chorobą i przyspieszyć rekonwalescencję. Ponadto śmiech działa relaksująco poprzez zmniejszenie wydzielania hormonów stresu (adrenaliny i kortyzolu), a endorfiny (tzw. hormony szczęścia), które wyzwalamy podczas śmiania się, poprawiają nasze samopoczucie, dzięki czemu zapominamy na chwilę o bólu. Śmiech odwraca uwagę od gniewu, poczucia winy, stresu i negatywnych emocji w bardziej korzystny sposób niż inne metody.

8. Być może niektóre osoby chciałyby zostać wolontariuszami w łódzkim oddziale Fundacji Dr Clown, co mogą zrobić?

Jeśli ktoś czuje w sobie moc pomagania i ma tyle uśmiechu, że może obdzielić nim tych, którzy najbardziej go potrzebują – zapraszamy do nas. Zgłoszenia proszę kierować na adres katarzyna.szczesna@drclown.pl. Uczymy się, szkolimy i zawsze można liczyć na pomoc doświadczonych Doktorów Clownów. Zapewniamy ciekawe szkolenia, liczymy na kreatywność, realizujemy fajne pomysły. Jedynym warunkiem jest ukończone 18 lat.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 Szczerze Mówiąc , Blogger