03 listopada

A co po studiach?


Studiując psychologię dobrze wiedziałam, że nie jest to łatwy kierunek. Oprócz dużej ilości materiału do nauki trzeba było włożyć sporo energii w pracę nad sobą. Po skończeniu studiów spotkałam się z wyzwaniami, o których bym nawet nie pomyślała, ale o tym za chwilkę. 

Gdy obroniłam swoją pracę poczułam ulgę. Po pięciu latach udało się zostać wymarzonym psychologiem. Rzeczywistość po obronie wydawała mi się trochę dziwna: wstajesz rano, nie musisz odpalać Worda i dopisywać kolejnych akapitów do swojej pracy magisterskiej, ponieważ już ją skończyłeś, porozwalane kserówki nie plączą ci się między nogami, bo już dawno leżą złożone na ostatniej półce, a sprawdzając kalendarz jedyną zaplanowaną rzeczą na najbliższe trzy tygodnie jest odnowienie subskrypcji na Spotify. Czułam się trochę tak, jakbym przez te pięć lat jeździła rozpędzonym pociągiem po świecie i nagle ktoś kazałby mi z niego wysiąść. Może brzmi to zabawnie, ale serio tak było. 

Trzy miesiące po obronie udało mi się znaleźć pierwszą pracę. Zostałam specjalistą ds. rewalidacji w Warsztatach Terapii Zajęciowej na ¾ etatu. Niestety nie byłam tam w charakterze psychologa, ale udało mi się z niej wyciągnąć wiele obserwacji, a w pracy terapeutycznej starałam się przemycać moje psychologiczne umiejętności. Ośrodek, w którym pracowałam był przeznaczony dla osób z niepełnosprawnością intelektualną (w większości uczęszczały tam osoby z lekkim lub umiarkowanym stopniem niepełnosprawności, rzadziej ze znacznym). Będąc na studiach nie zakładałam, że będę pracować z osobami niepełnosprawnymi intelektualnie, wiedziałam jedynie, że chciałabym pracować z dorosłymi, chorującymi psychicznie albo seniorami. Dlatego już na wstępie spotkałam się z dużym wyzwaniem. Działalność WTZ polega na tym, że uczestnicy mogą uczęszczać do danej pracowni np. plastycznej, technicznej, kucharskiej czy krawieckiej i nabywać różne umiejętności. Moim zadaniem w tym ośrodku było przede wszystkim przeprowadzanie indywidualnych zajęć z każdym uczestnikiem przynajmniej raz w miesiącu, polegających na ćwiczeniu funkcji poznawczych, reedukacji czy też usprawnianiu umiejętności, które mogą przydać się później w pracy (elementarne czynności takie jak pisanie, czytanie, posługiwanie się komputerem). Nie pamiętam dokładnie ilu podopiecznych liczył ten ośrodek, ale było to mniej więcej 60 osób – ciężko przeprowadzić 60 zajęć w ciągu miesiąca, będąc zatrudnionym na ¾ etatu, przy czym oprócz tego pojawiają się inne czynności do wykonania na już. Na początku trudno było mi zapamiętać wszystkie imiona, zajęcia nie miały konkretnej godziny. Jednym z minusów tej placówki był właśnie brak planu dnia. Uważam, że dla osób z niepełnosprawnością intelektualną bardzo ważny jest schemat czynności - konkretnie wyznaczony czas na zajęcia z terapeutami zajęciowymi, zajęcia reedukacyjne czy inne formy terapii. Oczywiście konsekwencją tego był brak dyscypliny wśród uczestników, niektórych ciężko było namówić na zajęcia, inni z kolei mieli trudności w przestawieniu się z trybu mogę robić, co chce na tryb trzeba trochę popracować. Miałam okazję poznać osoby z zespołem Downa, autyzmem, stwardnieniem rozsianym czy też mózgowym porażeniem dziecięcym. Oprócz swoich zajęć starałam się zwrócić uwagę na ich funkcjonowanie oraz potrzeby. Nauczyłam się odczytywać emocje często nie z mimiki a zachowania. Udało mi się rozszyfrować, kiedy chłopak z autyzmem ma dość obecności innych ludzi, a kiedy jest szczęśliwy (wcale nie było to proste, ponieważ okazując radość uderzał się lekko po głowie). Zdarzało się, że musiałam być na zastępstwie w danej pracowni. Wtedy mogłam zauważyć, jakie panują relacje w grupie, co też było cenne, ale pojawiały się również kolejne wyzwania… Zdarzało się, że musiałam zmieniać pampersa osobie poruszającej się na wózku inwalidzkim. Pierwszy raz w życiu miałam przed sobą takie zadanie. Totalnie nie wiedziałam, jak to zrobić, zwłaszcza, że była to osoba ze znacznym stopniem niepełnosprawności, niesamodzielna w tego typu czynnościach. Kolejną trudnością było nawet ubieranie takiej osoby w kurtkę – podopieczna miała spastyczne ręce, strasznie się stresowałam, żeby jej nie uszkodzić, poza tym plecami ciągle stykała się z wózkiem, a przy próbie odchylenia bałam się, że upadnie do przodu. Nie zdawałam sobie sprawy, że tak podstawowe czynności mogą sprawiać tyle problemów. Wtedy pomyślałam, że na studiach powinien być przedmiot na temat fizycznej opieki nad osobami niepełnosprawnymi, o czym pisała też Patrycja

Po okresie próbnym w tej placówce otrzymałam propozycję dodatkowej pracy jako pracownik biurowy. Zgodziłam się, ponieważ pracowałam na niepełny etat i nie oszukujmy się, nie zarabiałam za dużo. Szczerze mówiąc nie miałam żadnego pojęcia w tej dziedzinie. Nie była to jakaś wymagająca praca, ale wiedziałam, że to tylko chwilowe. 

Po pół roku pracy w WTZ dostałam telefon ze Środowiskowego Domy Samopomocy z ofertą pracy jako psycholog. Zgodziłam się, stwierdziłam, że warto spróbować czegoś innego. Pracuje tam do dzisiaj. Jest to placówka nastawiona na współpracę głównie z osobami chorymi psychicznie. Podobnie jak w WTZ mamy różne pracownie, w których odbywają się zajęcia terapeutyczne. Moja rola jako psychologa polega na prowadzeniu psychoedukacji, treningu umiejętności społecznych, grupy wsparcia, treningu poznawczego, prowadzę także poradnictwo psychologiczne i wykonuję diagnozy. Jestem osobą odpowiedzialną za rozeznanie się w potrzebach kandydatów na uczestników czy też wraz z pracownikiem socjalnym prowadzimy interwencję kryzysową, jeżeli ktoś potrzebuje wizyty domowej. Nowa praca wiązała się z nowymi wyzwaniami. Jednym z nich było zyskanie zaufania 60 osób. Oczywiście wiadomym jest, że nie ze wszystkimi będzie się miało super relację, nawet nie o to w tym chodzi, jednak początki były dla mnie trudne. Okazało się po raz kolejny, że młody wygląd może być problematyczny dla osób starszych, które zakładają, że taka młoda osoba nie zna się na życiu. Obraz mnie jako psychologa zmieniał się po różnych zajęciach psychologicznych, rozmowach indywidualnych, spędzaniem czasu i teraz już wiem, że to wszystko przyniosło pozytywne efekty. Nadal staram się pogłębiać relacje z uczestnikami, jednak widzę, że jest coraz lepiej. Np. podczas grupy wsparcia panuje całkiem inna atmosfera niż na samym początku – rozmowy są poważniejsze, szczere, a uczestnicy wiedzą, że warto wykorzystać czas przeznaczony na zajęcia. 

W ośrodku znajdują się osoby, które często w domach spotykają się z przemocą. ŚDS jest dla nich wytchnieniem od codzienności, mogą tu zjeść ciepły posiłek, skorzystać z pomocy psychologa czy po prostu porozmawiać z innymi. Na studiach zabrakło mi przedmiotu o sytuacji prawnej osób niepełnosprawnych, chorych psychicznie, dopiero w pracy dowiedziałam się o zasiłkach, które im przysługują. Warto być też poinformowanym o innych placówkach terapeutyczno-pomocowych znajdujących się w pobliżu na wypadek, gdyby ktoś szukał pomocy szerzej. Oprócz osób doświadczających przemocy domowej są też osoby zmagające się z fatalnymi warunkami mieszkaniowymi i samotnością. ŚDS zapewnia tym uczestnikom możliwość skorzystania z prysznica, zdarza się, że trzeba asystować podczas tej czynności, ponieważ są to częściowo osoby niepełnosprawne. To dla mnie było kolejne wyzwanie, do którego nie byłam przygotowana. Za pierwszym razem budziło we mnie ogromny dyskomfort, nie chciałam, żeby druga osoba czuła się przeze mnie zestresowana, później okazało się, że tylko ja się stresowałam. Pani, której wtedy pomagałam była przyzwyczajona do obecności asystenta. Stwierdziłam, że najlepiej podążać za potrzebami drugiej osoby, więc po prostu dopytywałam co mam robić. To tylko pokazuje jak bardzo trzeba być elastycznym w pracy i przełamywać swoje granice komfortu. 

Wcześniej nie zwracałam na to uwagi, ale na studiach nie mówi się też o tym, że praca psychologa wymaga kreatywności! Każdy człowiek jest inny, każdy ma inny potencjał i do każdego trzeba podchodzić indywidualnie, kombinować w jaki sposób z nim rozmawiać, żeby mu pomóc, wymyślać wspólnie sposoby na rzucenie papierosów, na zmniejszanie lęku w sytuacjach społecznych, na zwiększenie poczucia własnej wartości. 

Minął ponad rok od obrony, nauczyłam się wielu nowych umiejętności i uświadomiłam sobie jak wiele jeszcze przede mną. Okazało się, że własna samoocena jest czymś nad czym warto pracować. Jeśli to zbagatelizujemy nie będziemy potrafili dobrze wypaść na rozmowie kwalifikacyjnej albo uwierzymy pacjentowi ze schizofrenią, że jesteśmy nieprofesjonalni, ponieważ nie zauważymy, że zarzucenie komuś niekompetencji jest objawem jego choroby. 

Z perspektywy czasu chciałabym żeby na studiach był przedmiot o prawnych aspektach funkcjonowania osób chorych psychicznie czy niepełnosprawnych intelektualnie oraz o tym, jak fizycznie zajmować się osobami z niepełnosprawnościami. Kurs z pierwszej pomocy również byłby bardzo przydatny. Ja miałam taki w szkole średniej, ale kompletnie nic z niego nie pamiętam. Psycholog często pracuje w placówkach, w których pojawiają się osoby starsze, schorowane, niepełnosprawne ruchowo i zawsze istnieje ryzyko, że ktoś będzie potrzebował od nas natychmiastowej pomocy. Jak widać praca psychologa jest bardzo szeroko rozumiana, czasami wymaga od nas przełamywania barier, ale jest jeszcze jedna ważna rzecz, którą zrozumiałam przez ten rok – nie trzeba być zawsze uśmiechniętym tylko dlatego, że jest się psychologiem. Warto być po prostu sobą, a dla pacjentów jest to bardziej naturalne. Na dłuższą metę udawanie kogoś innego jest bardzo męczące. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 Szczerze Mówiąc , Blogger